PRZENIEŚĆ UWAGĘ NA BOGA – REKOLEKCJE REJONU PIONKI


W dniach od 1 do 2 grudnia 2023 r. w Pionkach odbyły się rekolekcje na temat „Namiot spotkania – osobista relacja z Bogiem”. Rekolekcje prowadziło znane nam już małżeństwo Iwony i Zbigniewa Biel, pod opieką ks. Pawła Krasińskiego moderatora Ruchu Światło-Życie Diecezji Radomskiej. W rekolekcjach uczestniczyło 63 osoby z rejonu Pionki.
„Namiot spotkania” jest jednym ze zobowiązań jakie mamy w naszym Ruchu, które powinniśmy wykonywać codziennie. Podczas tych rekolekcji uczestnicy usłyszeli: czym jest namiot spotkania, a czym nie jest, jak powinno się przygotować do spotkania, aby spotkanie było wypełnione Bogiem. Dowiedzieli się również, że modlitwa czyli dialog z Bogiem odbywa się w Duchu Świętym, który mieszka w nas od chrztu oraz poznali metody pozwalające skupić się na stawaniu w obecności Jezusa. Każdy omówiony temat zakończony był namiotem spotkania z żywym Bogiem obecnym w naszych sercach.
Rekolekcje zakończyły się godziną świadectw. Wierzymy, że owocem tych rekolekcji będzie prawdziwe spotkanie i dialog z Panem Bogiem, jak z najlepszym Przyjacielem.
Justyna i Erwin

ŚWIADECTWO

Dziękuję ci, Panie Jezu, że dałeś mi tę łaskę uczestniczenia w rekolekcjach „Namiot spotkania”. Starając się wypełnić to zobowiązanie, borykałam się z wieloma trudnościami. Brakiem skupienia. Ciągłym poczuciem braku czasu. W mojej głowie, często kołatały myśli: „nie dziś”, „dziś jestem zmęczona”,
„muszę odpocząć”, „dziś nie mogę się skupić”. We wspólnocie odkryłam, że nie tylko ja mam te trudności, ale wiele osób podobnie odczuwa. Wspólna modlitwa sprawiła, że otworzyłam się na działanie Ducha Świętego. Przestałam się bać i przeżyłam wspaniały Namiot Spotkania, w tłumie i niezbyt komfortowych warunkach. A więc to nie spokój, wygoda i dobre samopoczucie decydują o tym, czy mogę spotkać się z Tobą, Panie? Ta wspólna modlitwa, świadectwo innych, wsparcia i więzi są tym, czego potrzebuje. To więź w naszej wspólnocie daje mi siłę i pomaga przezwyciężyć trudności.
Chwała Panu Marta

ŚWIADECTWO

W Domowym Kościele jestem z mężem drugi rok. Namiot spotkania był moim najtrudniejszym zobowiązaniem. Prawdę mówiąc, to wcale go nie robiłam, bo nie widziałam w tym owocu i sensu. Czasem wpadałam ma adorację Najświętszego Sakramentu, żeby pobyć z Panem Jezusem i poprosić Go o coś. Pytałam go również, o co chodzi z tym „Namiotem spotkania”?
W naszym Kręgu jedno małżeństwo było na takich rekolekcjach i od tamtej pory robili „Namiot spotkania” i zachęcali nas do przeprowadzania go. Mówili, że mają dzięki temu lepszy, spokojniejszy dzień. W ogóle to do mnie nie przemawiało. Wstydziłam się jedynie, że na kolejnym spotkaniu znów powiem, że nie robiłam tego Namiotu.
Pewnego dnia wiadomość o rekolekcjach temat: „Namiot Spotkania” termin 1-2 grudnia. Pojechaliśmy. Na początku rekolekcji przyglądałam się, robiłam wszystko co nam mówiono. Miałam tylko jedną nadzieję, że od tej pory będę robić ten Namiot spotkania.
Całkiem niespodziewanie, nie wiedząc co się może wydarzyć, przeczytano Ewangelię o Marcie i Marii, do których przychodzi Pan Jezus. Znacie tą Ewangelię: Marta posługuje, a Maria siedzi u stóp Pana Jezusa i mu się przysłuchuje. Po przeczytaniu prowadzący puszczają spokojną melodię, a my mamy o niczym nie myśleć tylko wsłuchiwać się w głos Boga.
Po pewnej chwili coraz wyraźniej widzę tę scenę z Pisma św., zaczynam jakby w niej uczestniczyć. Pan Jezus skupia się na mnie. Ręką pokazuje mi, żebym przeszła z osoby Marty i usiadła u jego stóp. Mówi do mojego serca: „ Adoruj mnie, bądź ze Mną, wsłuchuj się we Mnie. Ja się wszystkim zajmę”. Jego głos był tak ciepły, troskliwy i kochający. Było mi tak dobrze… Następnie pokazuje mi dom, a przy drzwiach stoją moje dzieci. Widzę, że na coś czekają. I znowu słyszę jak Jezus mówi: „Dałem Ci te dzieci.. One potrzebują twojej miłości i czasu, żebyś im poświęciła”. Rozpłakałam się.
W czasie rekolekcji przeżyłam kilka namiotów spotkania i w każdym Pan Jezus pokazywał mi coś nowego. Na przykład w Ewangelii o Szawle, którego Pan Jezus rzucił na ziemię mówiąc: „Szawle, Szawle czemu mnie prześladujesz? Zapytałam Pana Jezusa (bo takie pytanie zrodziło się w moim sercu) Panie czy ja Cię prześladuję? A Pan Jezus pokazał mi kilka osób. Teściową z którą się poróżniłam pond rok temu. Że ona nie wic co ma zrobić i modli się i stara się w różnych czynnościach żeby przywrócić nasze relację a ja jestem zamknięta. Pokazał mi szwagierkę z którą też nie jestem w dobrych stosunkach że próbuję że nie rozumie, dlaczego tak postępuję. Następnie widzę jedną z matek w szkole która zawsze działała mi na nerwy że stara się i że nie wie jak ma się przy mnie zachować żeby poprawić relację. Powiedział: „Prześladujesz mnie w tych osobach.” i się zasmucił.
Jestem ponad tydzień po rekolekcjach i od tamtej pory Namiot Spotkania stał się dla mnie wyjątkowym, wręcz intymnym spotkaniem z Jezusem. Z miłością i tęsknotą nasłuchuję Jego głosu. Jezus stał się dla mnie pokarmem w moim życiu codziennym.
Uczestniczka

ŚWIADECTWO

Witam serdecznie!
Namiot spotkania był tematem, który przyciągnął mnie na rekolekcje. Byłam ciekawa, co będzie mówione, jak dużo nowych wiadomości zdobędę i wreszcie uda mi się zrobić poprawnie ten namiot spotkania. Nie spodziewałam się, że uda mi się to w drugim dniu rekolekcji. Spotkanie Pana Jezusa z Samarytanką to był ten obraz, który dotknął mnie najbardziej, zalewając się łzami ze ściśniętym gardłem nie mogącym wypowiedzieć słowa… Zobaczyłam najbliższe mi osoby, które tak bardzo pragną miłości, tak jak Samarytanka. Chwała Panu za ten namiot spotkania!
Jola

ŚWIADECTWO

Jak nie wiele trzeba a może dużo, żeby przeżyć namiot spotkania. Te kilkanaście godzin rekolekcji pokazało mi jak niezbędnym łącznikiem z Panem jest Ducha Świętego. Przecież to oczywiste, ale czy na pewno? Po pierwszych dwóch godzinach zrozumiałe, że skoro w codziennym zabieganiu, mój namiot spotkania jest „wciskany” jako konieczność wynikająca z zobowiązań Domowego Kościoła w tzw. międzyczas, codziennych obowiązków i proszenie Ducha Świętego o światło tego spotkania, to czy na pewno otwieram się na to Światło i czy jest to mój czas poświęcony na osobistą rozmowę z BOGIEM?! Przecież to te obowiązki powinny być „wciskane” w czas tęsknoty za spotkaniem z Panem. Dlatego po pierwszym dniu naszych rekolekcji przestawiłem budzik o pół godziny wcześniej i to nie tylko w dni robocze, ale też w soboty i niedziele. Uświadomiłem sobie, że rozmawiamy o 15 minutach – prawie 1% doby. Tak nie wiele a ja mam tyle przeszkód. Za długo, nie to miejsce, MAM COŚ WAŻNIEJSZEGO TERAZ DO ZROBIENIA!!! Czy jak przyjdzie choroba i wyłączy mnie na kilka dni z życia to czy ten mój świat się zawala? NIE! Więc koniec z bezsensowną wymówką mojego lenistwa, a może co gorsze, braku potrzeby rozmowy z Panem. Po co mu zawracać głowę. Drugiego dnia zrozumiałem, że Pan przemawia do mnie zawsze i wszędzie. On zawsze czeka i tęskni, jak najlepszy Przyjaciel na rozmowę ze mną, żeby mi dać siłę na kolejny dzień. Słowo pokrzepienia, wzmocnienia. Słowo życia. Było nas na tych rekolekcjach około 70 osób. Siedzieliśmy ciasno jeden obok drugiego. Zwykłe drewniane ławki bez oparcia. Obcy ludzie. Zaczynamy mocnym i długim zapraszaniem na nasze spotkanie Ducha Świętego, wygłaszaniem wdzięczności do Ojca, Syna i Matki. Może dlatego, że tak wszyscy tego pragnęliśmy jako wspólnota, tak mocno otworzyłem się na to światło i głęboko i z dużym wzruszenie, przeżyłem te moje namioty spotkania. Może dzięki temu ukazały mi się odpowiedzi na moje wątpliwości, na które długo ich szukałem. A tu w tych warunkach, w tym czasie usłyszałem, zobaczyłem. Bo to nie miejsce, nie czas, nie warunki ale moc mojej wiary, moje otwarcie się na Ducha Świętego pozwoliło mi usłyszeć to Słowo. Całość dopełniły świadectwa na koniec naszych rekolekcji. Świadectwa 70 różnych osób, charakterów, różnych bagaży doświadczeń życiowych ale trwających w charyzmacie domowego kościoła. Może dlatego czułem, że każda refleksja wypowiadana jest moją osobistą refleksją.
Chwała Panu
Dziecko Boże.

ŚWIADECTWO

Namiot spotkania to najwspanialsza forma modlitwy, jakiej uczę się przez cały czas mojego bycia w oazie. Podczas tych rekolekcji ponownie pogłębiłam wiedzę na temat spotkania z Panem, dzięki której w skupieniu mogę prowadzić rozmowę, a nie monolog. Namiot Spotkania to spotkanie z Przyjacielem, który zawsze na mnie czeka i jest bardzo cierpliwy. Już niejeden raz poprzez karty Pisma Świętego Jezus przemówił do mnie, bym zmieniła siebie, swoje życie. Nie jest to proste, ale być blisko Pana, rozmawiać z Nim jest największym darem, jaki możemy otrzymać od Niego.
Bóg zapłać za piękny czas tych rekolekcji, podczas których do wielu serc zapukał Jezus i przemówił.
Uczestniczka

ŚWIADECTWO

Wiem, że Bóg istnieje. Wiem, że Bóg jest Miłością. Wiem, że Bóg kocha każdego człowieka…wiem, ale nie wierzę, że ten sam Bóg kocha mnie. Od lat pomimo mocnej formacji w harcerstwie, oazie młodzieżowej, wspólnocie studenckiej a potem w Domowym Kościele boję się Boga…tak pomimo, że wiem, że jest Miłością, to wierzę w Boga, który za zło karze i na tym moja wiara się opiera: na strachu. I choć wiem jak to głupie i nie prawdziwe, choć tyle razy dochodziłam do krawędzi, za którą jest otchłań Bożej Miłości zawsze uciekałam, zamiast w nią wejść. Bo żeby tam wejść trzeba zaufać…a jak można zaufać komuś, kto za brak modlitwy na pewno ukaże mnie jakąś kłótnią lub kłopotem? I w takiej atmosferze mojego serca poszłam na rekolekcje o Namiocie Spotkania, zobowiązaniu, które porzuciłam już dawno, bo każda myśl pozytywna, która przyszła mi w myślach, zawsze prędzej czy później była przeze mnie tłumaczona jako mój wymysł… przeżyłam kilka zbliżeń, które pokazały mi że warto tego Pana Boga naprawdę poznać… bo choć pół życia mówiłam Mu, że Go kocham to raczej powinnam powiedzieć, kocham Cię bo boję się, że jak nie będę, to moje życie będzie bezkresem porażek. Szłam na te rekolekcje z myślą, że największym ich plusem jest dzień bez bycia w domu i ogarniania naszej rozbrykanej gromadki. Oczekiwań brak, w sumie temat wałkowany już tyle razy, że cóż nowego można usłyszeć? Prosić Ducha Świętego, zaufać, otworzyć się na Boże Słowo, przepraszam za lekceważący ton, ale ja naprawdę słyszałam to tysiąc razy i nic… za każdym razem po próbie Namiotu Spotkania stwierdzałam, że tego nie można zaliczyć do poprawnego Namiotu Spotkania i czułam się jeszcze bardziej niegodna.
Na tych rekolekcjach Para prowadząca mówiła tak prosto, że to wydało się takie dostępne…i te słowa, że nawet jak nic nie usłyszymy, to i tak usłyszeliśmy, bo przecież przeczytaliśmy fragment Bożego Słowa i że Namiotu Spotkania po prostu trzeba się nauczyć. A nauczyć się go można poprzez to, że zaczniemy się nim modlić. Czy doznałam nagłego nawrócenia? Nie, bo rozumowo ja wcale nie muszę się nawracać bo przecież wiem, że Bóg istnieje, wiem, że On mówi do ludzi… ale nie wierzę, że do mnie… bo ja na to nie zasługuję. Od kilku lat moje podejście do wiary jest dość proste: trwać i nie zwątpić, nie uciec. Odmawiam modlitwy i czytam fragment Pisma Świętego prawie codziennie, i nigdy nie nazwałabym tego modlitwą, zawsze coś jest nie tak wg. mnie. Nie wiem jak widzi to Bóg, no bo przecież On do mnie przemówi dopiero jak moja wiara będzie idealna.
Okazało się, że największym bogactwem tych rekolekcji był właśnie Namiot Spotkania, robiony wśród ludzi, na niewygodnej ławce, z głową pełną myśli. On nie miał prawa się udać, nie miał prawa być dobry, Bóg nie miał prawa do mnie powiedzieć nic, bo wszystko było nie tak, jak trzeba…a jednak…nieśmiało zaczynając od kołatania do drzwi mojego serca próbował się dostać. Moje ręce już prawie otwierały, nawet czułam to ciepło za drzwiami, ale znowu uciekłam. Na tyle mocno, że na pierwszą część rekolekcji następnego dnia już nie przyszłam. Ale na drugą z wyrzutami sumienia postanowiłam jednak pójść (krzyczące dzieci w domu były dodatkową motywacją). Kolejne mówione tak wprost słowa o Namiocie Spotkania i kolejny Namiot…Bóg przechodzi przez Samarię, przez wrogą krainę…moje serce to taka Samaria…moje życie dla mnie teraz to jedna wielka Samaria, przez którą nie potrafię się przedrzeć…może On chce iść ze mną? Im szybciej to usłyszałam w głowie, a może w sercu? Tym szybciej pokiwałam głową nad moją naiwnością, czemu akurat ze mną miałby tam iść? Kolejna część formacyjna i kolejny Namiot…fragment wydawał mi się tak beznadziejny, że w myślach zawijałam się już do domu…co to w ogóle ma być…teraz nawet przez moment nie miałam wrażenia, że słyszę Pana Boga…czyli standard jestem niegodna i nawet rekolekcje tu nic nie zmienią…ale jednak w głowie cały czas pracuje: „Przyjęła Go” i „niepokoisz się o wiele”…może tak bym Go przyjęła pomimo swoich niepotrzebnych niepokojów o to jaki On jest…bo w sumie w rozumie wiem, że wszystko to nie jest prawdą, że to tylko albo aż mój lęk…ale znów dwa machnięcia głową i już wiem, że tylko mi się wydaje, że to słyszę. Część formacyjna podsumowała całość, naprawdę już czuję, że wiem co i jak, ale po tym ostatnim fragmencie myślami jestem już daleko…a już na modlitwie takiej spontanicznej do Ducha Świętego i pochwalnej itp. czuję, że wzbiera we mnie złość…nie lubię takiej modlitwy, może dlatego, że wszystko co przychodzi mi wtedy do głowy, aby wypowiedzieć, wydaje się takie płytkie i banalne, i takie sztuczne…ostatni już Namiot Spotkania…nawrócenie św. Pawła…ok. na siłę szukam słów…nic nie słyszę, tzn. z tyłu serca kołacze mi się: „Szawle, Szawle dlaczego mnie prześladujesz”, no ale przecież Go nie prześladuję, więc po co to ciągle siedzi w mojej głowie? Szukam sensu: a już wiem – prześladuję dzieci, bo krzyczę, jestem nieczuła…w oskarżaniu siebie jestem świetna więc nagonkę na siebie puściłam w myślach świetną, co spowodowało jeszcze większy żal i złość na siebie. Ale Ok, może właśnie z tym, żeby zmienić podejście do dzieci, mam wyjść z tych rekolekcji. Chcę otworzyć oczy, ale jak taki krótki błysk pojawia się pytanie: „Szawle, Szawle dlaczego SIĘ prześladujesz?” – o nie, na usprawiedliwianie samej siebie to ja nie mogę sobie pozwolić, więc czym prędzej otwieram oczy…widzę tych wszystkich ludzi i marzę już o końcu…ale słowa: „Szawle, Szawle dlaczego mnie prześladujesz” kołaczą jeszcze mocniej…i nagle przychodzi taki mocny gong w sercu: „Karolino, Karolino dlaczego MNIE w sobie prześladujesz?” auć…zabolało…Chciałabym napisać, że wylało się może łez i ja w końcu pozwoliłam sobie wejść w tę otchłań Bożej Miłości, dać się jej utulić, pozwolić sobie pokochać siebie i czuć się kochaną przez Niego…i ja wiem, że właśnie tam mam dojść…ale znów uciekłam…różnica jest tylko taka, że jak było w części formacyjnej Bóg pragnie abyśmy Go pragnęli…a ja dzięki tym rekolekcjom wiem gdzie chciałabym pozwolić Mu mnie zabrać…co prawda nadal stoję nad tą przepaścią i czuję ten lęk całą sobą…ale od tych rekolekcji wiem, że Namiot Spotkania to wartość, a nie obciążenie…i choć zasypiam, jak tylko zamknę oczy, choć już nie słyszę tak wyraźnie jak na rekolekcjach, choć nadal boję się, to było warto być na tych rekolekcjach, żeby wejść na tę drogę uczenia się Jezusa na nowo…tym razem nie rozumem, ale spróbować sercem i nie obwiniać się za wszystko to, co nie wyjdzie, a nie wychodzi wiele. Nie będzie zakończenia i „żyli długo, i szczęśliwie”. Nie ma też spektakularnych fajerwerków, ale jest droga i nadzieja, bo pomimo tylu moich ucieczek mogę z całą pewnością stwierdzić, że Bóg nadal ze mnie nie zrezygnował, a ta pewność jest niesamowicie wielkim owocem tych rekolekcji. Pragnę Cię poznać… Dziękuję Bogu i Parze Prowadzącej.
Pozdrawiam Karolina

ŚWIADECTWO

Szczęść Boże!
Przez długi okres zastanawiałem się jakie mam dać świadectwo, gdyż podczas rekolekcji nic spektakularnego nie przeżyłem. Upewniłem się tylko, jak ma wyglądać prawidłowo przeprowadzony Namiot Spotkania, tzn. jak ważny jest czas i miejsce spotkania. Najlepiej, aby był to najlepszy czas dnia i miejsce, które pozwoli nam się odciąć od naszych trosk ziemskich, trosk dnia codziennego.

Z doświadczenia wiem jakie jest to ciężkie do realizacji….
8 grudnia z rana kolega z naszego kręgu wrzuca na grupie informację o godzinie łaski dla świata 12.00-13.00. Około godziny 11.00 przyjeżdża do mnie do miejsca mojej pracy moja żona i proponuję, abyśmy pojechali właśnie w tym czasie do Kaplicy w kościele NMP w Pionkach, gdzie codzienne jest wystawienie Najświętszego Sakramentu. Stwierdziłem, iż właśnie nie mam nic pilnego do zrobienia, żadnych spotkań w tym czasie, więc mogę pojechać, bo w sumie będzie to chyba najlepszy czas na Namiot Spotkania. Po wejściu do Kaplicy, spojrzałem na Hostię umieszczoną w monstrancji i ukazała mi się w postaci serca nie okrągła. Zacząłem ze zdziwienia mrugać oczami i po chwili zrobiła się okrągła. Moje wrażenie było tak duże, że poleciały mi łzy po polikach… w ten sposób uważam, że Bóg mi pokazał, że to był najlepszy czas tego dnia.
Kilka dni później rozpocząłem w domu namiot spotkania korzystając z kartki, na której w punktach przedstawione było, co powinien zawierać namiot spotkania. Byłem przy pierwszym punkcie, wzywałem o przyjście Ducha Świętego, gdy nagle rozległ się strasznych huk, jakby grzmot pioruna. Okazało się, że to śnieg zsunął się z dachu, ale dla mnie był to znak, że przyszedł Duch Święty (uderzenie gwałtownego wichru w czasie Pięćdziesiątnicy, grzmoty na górze Synaj podczas rozmowy Mojżesza z Bogiem).
Są to przykłady jak będziemy z prawdziwą wiarą podchodzić do modlitwy to będzie naprawdę z nami rozmawiał Bóg.

Pozdrawiam serdecznie
Marcin